wtorek, 31 stycznia 2012

Salceson, a jakże!

fot. minrol.gov.pl
Jednym z moich ulubionych profili na FB jest Kuchnia Staropolska. Często wrzucam coś od nich do siebie, bo wiedza autorów profilu i bloga jest godna podziwu. Kiedy więc wczoraj napisali o salcesonie, zainteresowałam się. Czy wędlina, za którą przepadałam jako dziecko, to też produkt regionalny, tradycyjny?

Jeszcze jak! Widoczny obok salceson to tzw. salceson biały z Górek, zwany również presswurstem. Pochodząca z województwa opolskiego wędlina powstawała przy okazji świniobicia, ale nie robiono jej w domach, lecz u rzeźników. Obecnie salceson kojarzy nam się z daniem mało wyrafinowanym, ale tak naprawdę, w wieku XVII, kiedy to pisano o nim w "Compendium ferculorum", była to wytworna wędlina o pochodzeniu włoskim.

Salceson wykonuje się z mięsa wieprzowego, obficie doprawianego czosnkiem i majerankiem. Mięso zamyka się w jelicie lub w żołądku, stąd różne kształty. To, co można kupić w wielu sklepach, jest często bardzo tłuste i słone - według oryginalnej receptury, mięso miało być uwędzone, aromatyczne, ale średnio tłuste.

Przepisów jest kilka - salceson tradycyjny, z krwią, biały, ozorkowy. Jaki lubicie najbardziej? Na Facebooku przeczytałam o salcesonie z Łosienia, zwanym cwaniakiem (tak się tam mówiło na żołądek). Czy można go dostać w Waszej okolicy? I czy w ogóle ktoś jada salceson?

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Miód drahimski

Na taką mroźną (niespodziewanie) zimę warto się zaopatrzyć w miód. Można nim słodzić herbatę czy kakao, dodawać do wypieków. Przyda się też na spierzchnięte usta - posmarowane miodem szybko się zregenerują.

Warto pamiętać, że miód (podobnie zresztą jak sok z cytryny) tracą właściwości w wysokiej temperaturze. Jak najbardziej można więc rozgrzać się herbatą, ale bez miodu - tę z miodem można wypić potem.

Widoczny na zdjęciu miód drahimski to kolejny produkt wpisany na listę Ministerstwa Rolnictwa. Powstaje w Drawskim Parku Krajobrazowym (kiedyś zwanym Puszczą Drawską). Są tam i zagajniki akacjowe, i pola rzepaku czy gryki, i nawet wrzosowiska. Stąd rodzajów miodu drahimskiego jest kilka. Powstaje w tradycyjny sposób, kultywowany od wieków w tym regionie. Wspólnym wysiłkiem pszczelarzy, samorządowców oraz specjalistów od marketingu udało się stworzyć i wypromować markę miodu drahimskiego. Kupić go można w wielu sklepach województwa zachodniopomorskiego, a także przez internet w natoobe.pl, serwisie agregującym oferty lokalnych producentów.

piątek, 27 stycznia 2012

Restauracja Bio33, Warszawa

Koleżanka opowiedziała mi o tym miejscu. Jeszcze nie byłam, ale na pewno się wybiorę - i to nie tylko dlatego, że wystrój mi się podoba:

fot. bio33.pl
Bio33 mieści się przy ul. Grzybowskiej w Warszawie. To, co ważne dla nas (i dlaczego w ogóle tu piszę o tym miejscu), to asortyment: to jedno z niewielu miejsc w Polsce, gdzie można zjeść potrawy z certyfikatem Bio. Nie wszystko w menu jest Bio, ale służy to różnorodności karty - która zresztą ma się zmieniać co najmniej raz na 3 miesiące. Stąd 3 w nazwie.

Karta jest krótka, ale jest z czego wybierać: są i ciekawe sałaty (na pewno spróbuję, jak tam smakuje Caesar's salad), i zupy, można zjeść stek czy filet rybny. Możliwości jest sporo:


Co ważne, ceny potraw "bio" nie odbiegają od cen w innych restauracjach w Warszawie.

Czy ktoś z Was już tam był?

Restauracja Bio33
ul. Grzybowska 61
00-844 Warszawa
e-mail: info@bio33.pl
tel. (+48) 22 409 96 05
fax (+48) 22 490 98 25

czwartek, 26 stycznia 2012

Cukiernia Ciuciu

Ręcznie robione cukierki? Dlaczego nie!

fot. ciuciu.pl
W dobie automatyzacji i powtarzalności, ręcznie robione cokolwiek jest dla mnie od razu bardziej kuszące. Zaakceptuję niedoskonały kształt, jeśli wiem, że wyrób został stworzony z sercem. Kiedy w serwisie LokalneSpecjały.pl przeczytałam o najmniejszej fabryce cukierków na świecie, postanowiłam dowiedzieć się więcej.

Ciuciu powstało w roku 2005. Główna siedziba fabryki znajduje się w Gdańsku, przy ul. Długiej 64/65. Cukierki powstają bez użycia maszyn, zgodnie z przepisami wykorzystywanymi w manufakturach w wieku XVII i XVIII! Kolejne dwie siedziby mieszczą się w Krakowie (ul. Gołębia 3) i w Warszawie (ul. Piwna 7). W manufakturach Ciuciu powstają cukierki o wielu smakach -  od typowego "cytrusowego", który dla mnie jest smakiem dzieciństwa i lizaków kupowanych w sklepikach i na odpustach, aż do cappuccino z czekoladą, czy anyżu i tymianku. W ofercie e-sklepu znaleźć można kilkadziesiąt rodzajów cukierków, żelków i lizaków. Można zamówić cukierki czy lizaki z własnym wzorem czy tekstem - a to fajny prezent np. dla gości ślubnych. W manufakturach można też wziąć udział w tworzeniu cukierków.


środa, 25 stycznia 2012

Brukowiec mazurski, czyli piernik inaczej

fot. minrol.gov.pl
Aromatyczny piernik to ciasto nie tylko na Święta, ale w ogóle na zimę. Może długo leżeć (chociaż rzadko tak bywa, że leży), doskonale pasuje do gorącej, aromatycznej herbaty, jest sycące. A brukowiec, chociaż kojarzy się nam z poczytnymi, choć mało ambitnymi gazetami, to urocza wizualnie wersja piernika.

Tak naprawdę, przepis na brukowiec (który znaleźć można np. tu) to ciasto podobne w składzie do "normalnego" piernika. To, co je odróżnia, to kształt - mający naśladować bruk (stąd nazwa). Po powstaniu ciasta, odrywa się z niego kulki, które następnie nadziewa się konfiturą i piecze razem, ułożone blisko siebie na blasze. Następnie w "spoiny" wsmarowuje się lukier zwykły lub czekoladowy, dla uzyskania wizalnego efektu jak na zdjęciu.

Prawdę mówiąc, nie wiem, czy chciałoby mi się bawić w lukrowanie (czy fugowanie, bo z tą czynnością mi się to kojarzy) wypieku, ale piernik złożony z malutkich, nadziewanych kuleczek bardzo do mnie przemawia. Zważywszy, że mój talent, jak chodzi o wypieki, jest raczej mizerny, liczę na moje bardziej uzdolnione w tym zakresie koleżanki. Kto upiecze brukowiec?

wtorek, 24 stycznia 2012

Paprykarz szczeciński

Kolejny produkt tradycyjny.

fot. http://www.lapetite-pologne.com
Myśląc o produktach regionalnych, tradycyjnych, odruchowo kojarzy się je z kuchnią staropolską, z łapami niedźwiedzia w miodzie czy sękaczu, który 60 bab musiało obracać (a może 6, ale wiadomo, o co chodzi). Skąd w spisie Ministerstwa Rolnictwa paprykarz szczeciński, potrawa może i znana nam wszystkim, ale traktowana z pewnym dystansem, żeby nie powiedzieć - pogardą?

Historia paprykarza zaczyna się w latach 60-tych XX wieku. Przepis powstaje jako pomysł racjonalizatorski - po wycięciu filetów z bloków lodu zostaje trochę ryby, z którą nie ma co zrobić, a wyrzucić szkoda. Podobno polscy technolodzy zachwycili się afrykańską potrawą czop-czop. Jak nietrudno zgadnąć, składała się ona z ryżu, ryby, pomidorów i ostrej przyprawy. Polska wersja zawierała ryby z rejonu Afryki, pomidory (pulpę) z Bułgarii i Węgier, dodatkowe warzywa i ostrą paprykę. Pierwotnie ryby było 50% zawartości, potem bywało z tym różnie, podobnie jak z jakością ryby - trafiały się łuski, ości i inne mniej przyjemne elementy. Mimo to, paprykarz był sukcesem - eksportowano go do 32 krajów, a w Kolumbii podrobiono nasz produkt!

W latach 90-tych wiele zakładów wzięło się za produkcję paprykarza, bo ani nazwa, ani receptura nie były zastrzeżone. Od grudnia 2010 paprykarz znajduje się na liście produktów tradycyjnych i został przypisany, jak należy, do województwa zachodniopomorskiego.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Jarzębiak

Od dzieciństwa wiemy, że jarzębina jest trująca, więc skąd jarzębiak?

Tak naprawdę, jarzębina nie jest całkowicie trująca, a szkodliwy kwas zawarty w owocach rozkłada się w niskiej temperaturze. Wystarczy więc poczekać na przymrozki i wtedy owoce są już bezpieczne. A jarzębiak właśnie z takich owoców powstaje. Jarzębiak znany jest od XIX wieku, ale popularność zyskał w latach 60-tych i 70-tych XX wieku, kiedy to był jedną z najpopularniejszych wódek owocowych produkowanych w Zielonej Górze. Tak wyglądała wtedy etykieta (znaleziona na stronie www.czajkus.friko.pl):

fot. czajkus.friko.pl
Przyczyna umieszczenia produkcji tam była trywialna - dużo lasów, a więc dużo surowca. Do dziś jarzębiak powstaje w lubuskiem, został też wpisany na listę produktów regionalnych. Na liście znajduje się też luksusowa odmiana jarzębiaku - jarzębiak na winiaku. Ten ostatni to trunek bardziej nawiązujący do koniaku, do którego w procesie produkcji dodaje się destylat z win francuskich (chociaż zastanawiam się, czy obecnie nie jest to raczej destylat z polskich win, produkowanych przecież w tym rejonie).

O ile doskonale pamiętam jarzębiak ze spotkań towarzyskich moich rodziców, o tyle sama nigdy go nie piłam. Jak się okazuje, to doskonały aperitif, pasuje też do ciemnego mięsa i dziczyzny. Jarzębiak podaje się lekko schłodzony (16-18C), w niedużych, kulistych kieliszkach. Myślę, że przy tej czarownej pogodzie za oknem dobrze się sprawdzi. Myślę, że dobrze będzie pasować do zrazów wołowych i pieczonych ziemniaków z rozmarynem.

Kilka przepisów na jarzębiak można znaleźć tutaj.

piątek, 20 stycznia 2012

Ciastka ze skwarek, czyli słoninki

W zasadzie nie jestem pewna, czy wszystko dobrze rozumiem z tymi ciastkami, bo słonina i słodycz w jednym zdaniu wydaje mi się bardzo odważnym podejściem do gotowania - ale z drugiej strony, jeśli jemy słoną czekoladę (z solą morską) czy konfitury porzeczkowe z serem pleśniowym (w każdym razie ja tak jadam i bardzo to lubię!), to może słoninki to nic dziwnego.

Słoninki są kruche, półsłodkie, pachną wanilią, ale w składzie poza mąką, żółtkami i cukrem mają jeszcze skwarki. Tak, to, co powstaje po wytopieniu tłuszczu wieprzowego. Jak wiadomo, świniobicie było swego czasu (a na pewno w wielu wsiach nadal jest) ważnym elementem życia - świnię tuczyło się należycie, a kiedy dotarła do optymalnej masy, pozbawiało życia i wykorzystywało uzyskane w ten sposób mięso i inne produkty w jak najlepszy sposób. Mięso było peklowane, przerabiane na kiełbasy, wędzone, ze słoniny powstawał smalec (do smażenia i smarowania chleba). Ze skwarek robiło się ciastka - pojawiały się one na świątecznym stole jako jedna z 12 potraw, ozdabiano też nimi choinkę.

Słoninki zostały wpisane na listę produktów tradycyjnych jako danie z regionu łódzkiego, ale są też znane na Śląsku i Podlasiu. Jeśli macie ochotę upiec słoninki, prosty przepis (i piękne zdjęcia!) znalazłam w blogu cukiernicze kreacje charlotte.

czwartek, 19 stycznia 2012

Warsztaty kulinarne "Alchemia i Amory"

Macie już pomysł na Walentynki (tak, wiem, przeflancowane święto - ale przecież każda okazja jest dobra, żeby wyznawać sobie uczucia)? Jeśli nie, a lubicie kuchnię i gotowanie, mam pewien pomysł:

fot. rgbstock / tomatogo
Warsztaty kulinarne "Alchemia i Amory" odbędą się w Chełmnie w dniach 11-12 lutego 2012. Zacznie się od wykładów, ale na niedzielę zaplanowane są zajęcia praktyczne - czyli nauka gotowania afrodyzjaków z różnych kultur. Są też przewidziane zajęcia dla dzieci - można więc wybrać się całą rodziną.

Szczegóły - pod tym adresem.

środa, 18 stycznia 2012

Domowy majonez

Nic mi się nie pomyliło - ten wpis nie będzie przepisem na domowy majonez (który mogłabym zamieścić w innym blogu, który prowadzę), ale informacją o tym, że pod koniec zeszłego roku na listę produktów tradycyjnych trafił kolejny produkt z Pomorza - zimny sos żuławski.

fot. minrol.gov.pl
Nazwa w zasadzie niczego nie zdradza, ale kolor (widoczny na zdjęciu) i skład - już tak. To sos pracochłonny, wymagający cierpliwości w łączeniu składników, dlatego nie był przygotowywany często. Składa się z gotowanych żółtek i oleju żuławskiego (czyli rzepakowego - pisałam o takim oleju np. tutaj). Żółtka należy rozetrzeć z odrobiną oleju, a potem wlewać stałą, cienką strużkę płynu aż do uzyskania pożądanej, puszystej konsystencji. Taki sos jest bazą, którą można doprawiać ziołami, czosnkiem, anchois. O przewadze nad typowym, sklepowym majonezem nie mam co pisać, ale podoba mi się użycie gotowanych żółtek. Dzięki temu, można się nie martwić salmonellą.

Ktoś z czytających robi domowy majonez? Mnie się zdarzyło kilka razy, ale z surowych żółtek. Smakuje bardzo dobrze, ale to naprawdę ćwiczenie dla cierpliwości.

wtorek, 17 stycznia 2012

Produkty pełnoziarniste, czyli jakie?

Wiele diet zakłada radykalne ograniczenie węglowodanów, wskazując je jako naszego największego wroga. Jasne, jedzone w nadmiarze węglowodany sprawią, że się tyje, ale od nadmiaru owoców też się tyje - zwłaszcza, że to też węglowodany, czyli w dużym uproszczeniu cukry. Ale jak tu nie jeść chleba, makaronu, ryżu, kaszy?

fot. rgbstock / gesinek
Jeść jak najbardziej trzeba - ale trzeba też wybierać rozsądnie. Produkty z pełnego ziarna są dla nas korzystniejsze - zawierają bowiem tak ważne składniki jak błonnik, który wydłuża proces trawienia i sprawia, że dłużej czujemy się syci. Spożywanie produktów pełnoziarnistych może też obniżyć poziom "złego" cholesterolu (LDL) we krwi.

Produkty pełnoziarniste to te, które powstały z całego ziarna, niepozbawionego żadnej części przed zmieleniem. Taka mąka jest zwykle lekko beżowa, trudno z niej będzie wypiec białą bułkę - ale biała bułka nie ma zbyt dużej wartości odżywczej. Podobnie jest z białym ryżem. Lepiej wybrać ryż brązowy, ryż dziki (albo mieszankę).

Ważne - kupując pieczywo, zwracajmy uwagę na napisy. "trzy ziarna" czy "wieloziarniste" to nie to samo co "pełnoziarniste". Poza przeczytaniem największych napisów, warto też zerknąć na etykietę. Czasem jakiś produkt nazywa się "pełnoziarnisty", ale mąki pełnoziarnistej jest w składzie mniej, niż typowej (zwykle określanej mianem "mąki pszennej"). Poza tym, im dłuższa lista składników, tym gorzej. W składzie chleba czy innych przetworów tego typu nie powinno też być cukru ani jego wariantów (jak syrop glukozowo-fruktozowy). Nie znaczy to, że nie wolno takiego pieczywa brać do ust, ale warto je ograniczać, bo tego typu dodatki nie są konieczne.

Bardzo dobrym, ale czasochłonnym wyjściem jest samodzielne pieczenie chleba. W internecie można znaleźć wiele przepisów, wykorzystujących maszyny do pieczenia chleba lub nie. Na pewno warto zapomnieć o kupowanych ciastkach i ciastach zamykanych w połyskliwe opakowania. Nie tylko nie są z mąki pełnoziarnistej, ale w dodatku zawierają potencjalnie niezdrowe tłuszcze.

Ale o tłuszczach napiszę innym razem.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

33. produkt na liście Chronionej Nazwy Pochodzenia

fot. minrol.gov.pl
Fasola wrzawska, bo to o niej mowa, dołączyła do zacnego grona produktów wpisanych do Rejestru Chronionych Nazw Pochodzenia i Chronionych Oznaczeń Geograficznych. To już 33. polski specjał na tej liście - znaleźć tam można także fasolę Piękny Jaś, pierekaczewnik, rogal świętomarciński czy suska sechlońska.

Fasola wrzawska to kolejny specjał z Podkarpacia - uprawiana jest w powiecie tarnobrzeskim i stalowolskim. Jest tu cieplej niż w innych regionach kraju, co wydłuża okres wegetacji. Ziarna fasoli wrzawskiej są duże, słodkie w smaku. Zbierana jest ręcznie i suszona na słońcu.

piątek, 13 stycznia 2012

Pasztet zapiekany

fot. minrol.gov.pl
Kolejny specjał z Podkarpacia.

Jaki jest pasztet, wiemy - gotowane, mielone mięso, doprawiane gałką muszkatołową, solą, pieprzem, mieszane z jajkami, grzybami, z bułką, czasem z kaszą gryczaną.

Pasztet z Dukielszczyzny różni się od typowego tym, że jest wędzony - tak, jak zwykle wędzi się kiełbasy. Przyznam, że nie jadłam jeszcze takiego specjału, ale bardzo chętnie spróbuję. Będzie mi o tyle łatwo, że udało mi się znaleźć producenta - Zakład Mięsny Jasiołka z Dukli. W ich ofercie znaleźć można, poza tym pasztetem, najróżniejsze wędliny, pieczenie, wędliny podrobowe (salcesony, kaszanki, pasztetowe...)

Po pierwsze, zakład ma sklep w Dukli, a po drugie - po okolicy porusza się auto-sklep, który trafia do Iwonicza-Zdroju, Nowego Żmigrodu, Rymanowa i Rzeszowa. Są też sklepy partnerskie w Lublinie i Rzeszowie.

czwartek, 12 stycznia 2012

Wino ze śliwek

Jest karnawał, wydajemy przyjęcia, chodzimy na nie. Dlatego dziś będzie o alkoholu.

fot. rgbstock / just4you

Wino ze śliwek, chociaż najpewniej kojarzy się wam z napitkiem kupowanym do sushi, produkcji japońskiej lub chińskiej, jest polskim produktem wpisanym na listę produktów regionalnych. Wino produkowane w Polsce jest słodkie, intensywnie śliwkowe, ma brązowy kolor.

Według strony Ministerstwa Rolnictwa, podstawowy przepis pochodzi z 1946 roku i zawiera tylko 3 składniki: śliwki, cukier i wodę. Reszta to już umiejętności.

Pijacie czasem domowe wina? Ja piłam kiedyś, w domu rodzinnym dobrej znajomej. Było bardzo aromatyczne i słodkie. Ma to taką zaletę, że trudno go dużo wypić :)


środa, 11 stycznia 2012

Gdzie na zakupy - Sudawia

Staram się raz na jakiś czas pisać o tym, gdzie opisywane przeze mnie produkty kupić. Dziś czas na sklep Sudawia, o którym słyszałam bardzo dużo dobrego.



Sklep mieści się w Warszawie, przy Racławickiej 27, niedaleko stacji metra Racławicka. Jeśli nie jesteś z Warszawy, prze przestawaj czytać - jest też sklep internetowy. Ale nie taki zwykły. Sami twórcy i właściciele Sudawii piszą, że nie chcieli tworzyć typowego sklepu, bo nie chcą być czymś w rodzaju hipermarketu. Cenią sobie osobiste podejście do klienta i dlatego na stronie Sudawii znaleźć można szczegółowe opisy oferowanych produktów - w ofercie są rzeczy do jedzenia, kosmetyki i rękodzieło ludowe. Jeśli coś Cię interesuje, piszesz mail, a ktoś ze sklepu odpisuje na niego i wspólnie tworzycie zamówienie na miarę Twoich potrzeb. Takie podejście bardzo mi się podoba, bo jest faktycznie osobiste. Minus to na pewno czas - ale jedzenie regionalne, organiczne, ekologiczne to też jedzenie w wolnym tempie, slow food.

W sklepie regularnie pojawiają się dostawy - z dobrych piekarń, z ekologicznych upraw owoców i warzyw, z tradycyjnych wędzarni. Kupisz tu prawdziwy sękacz, ryby wędzone dymem, wędliny bez polepszaczy i wiele innych przysmaków.

wtorek, 10 stycznia 2012

Ser żółty smażony

fot. minrol.gov.pl
Podkarpacki specjał, który łatwo zrobić samemu.

Smażony ser zna chyba każdy. Po pierwsze, to prosty sposób na sycącą, kaloryczną przekąskę, tzw. comfort food. Po drugie, podgrzewanie to sposób na "uratowanie" podstarzałego sera białego. Kiedyś była to normalne metoda na przedłużenie trwałości sera białego. Według tego, co znalazłam na stronie Ministerstwa Rolnictwa, udało się ustalić, że była to raczej wytworna przekąska, podawana na specjalne okazje. Teraz z tą wytwornością byłoby różnie, ale myślę, że na wieczór "raz na ludowo" taki ser smażony to świetny pomysł na przekąskę do piwa, zamiast chipsów.

W internecie znalazłam sporo przepisów, w tym jeden na stronie Podkarpackie Przysmaki. Dla tych, co nie lubią gotować albo nie mają ochoty na intensywne zapachy - link do strony producenta takich serów, firmy Frąckowiak. Jest nawet wersja ekologiczna!

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Miętowa Kamcia

fot. sejmik.kielce.pl
Kamcia to nie imię dziewczyny, ale nazwa własna alkoholowego napitku, a dokładniej - nalewki, będącej potrawą regionalną z województwa świętokrzyskiego.

Nalewki to napoje specyficzne dla Polski. Produkuje się je z owoców, ale też z ziół - jak w tym przypadku. Zalewa się je alkoholem, czasem dosładza. Nalewki to nie tylko sposób na świętowanie, ale też napoje o działaniu leczniczym - żeby wspomnieć choćby orzechówkę, stosowaną przy problemach żołądkowych czy kamcię właśnie. Tradycja produkowania nalewki na mięcie wiąże się z rodziną Potockich, mieszkającą przed laty w Moskorzewie. W parku otaczającym dom rosło sporo mięty pieprzowej, z której powstawała nalewka, podawana na wszelkich imprezach okolicznościowych. Jak to z dobrymi przepisami bywa, także i ten wydostał się z dworu. A skąd nazwa? Tutaj wersji jest kilka. Według jednej, tak miała mieć na imię wnuczka właścicielki dworu. Według innej, to imię kucharki z dworu, wielkiej znawczyni wyrobów alkoholowych.

Nie znalazłam nigdzie adresu, gdzie można tę nalewkę kupić - zapewne wynika to z przepisów obowiązujących w Polsce, dotyczących handlu alkoholem. Są za to różne przepisy na nalewki miętowe - jeden z nich znajduje się tu.

Robiliście kiedyś nalewkę miętową albo piliście? Ja nie, a bardzo lubię miętę, więc zamierzam spróbować taką zrobić.

środa, 4 stycznia 2012

Chude mięso jest zdrowe!


Zwykło się uważać, że mięso – szczególnie czerwone – to grzeszny nawyk, bo mięso w ogólności nie jest szczególnie zdrowe. Na szczęście dla wszystkich mięsolubnych, najnowsze badania obalają ten mit.

fot. rgbstock / greyman

Wyniki badań, opublikowane w American Journal of Clinical Nutrition wskazują, że czerwone mięso może być korzystne dla organizmu, jeśli jada się je z umiarem. Trwające prawie dwa lata badania wykazały, że jeśli trzymać się podobnej liczby kalorii w diecie, to spożywanie chudego, czerwonego mięsa może obniżać „zły” cholesterol (LDL). Uczestnicy badania zjadali od 120 do 165 gramów mięsa – grillowanego, duszonego lub smażonego.

Owszem, badanie było współfinansowane przez National Cattlemen's Beef Association, ale myślę, że dobrze obrazuje starą zasadę, że wszystko z umiarem jest OK. Nigdy nie uwierzyłam do końca w te ponure opowieści o tym, jak to czerwone mięso sprawi, że padnę trupem na miejscu – i jak widać, słusznie nie dowierzałam. Nie zamierzam przesiadać się na 2 krwiste steki dziennie, ale domowy hamburger raz na jakiś czas albo dobre bitki wołowe – czemu nie?

Źródło: http://bit.ly/tJ8754

wtorek, 3 stycznia 2012

Rudy, rudy rydz!

fot. natoobe.pl
Ale nie mówię tu o grzybie o nazwie rydz, ale o roślinie o nazwie lnianka ozima. Ona też jest nazywana rydzem i jeszcze w latach 50-tych XX wieku to z niej wytwarzano najwięcej oleju w Polsce. Potem jednak rzepak wyparł lniankę - ale ta wraca. Olej rydzowy opisywany jest jako mający korzenny smak z wyraźną nutą cebuli i gorczycy, czysty, swoisty aromat i rudą barwę. Podobno fantastycznie smakuje podawany jako dodatek do kasz, ziemniaków, pieczywa, ryb, mięs - czyli w zasadzie do wszystkiego. Ciast bym na nim nie piekła, ale jakieś wytrawne grissini, czemu nie?

Olej rydzowy jest chyba najstarszym produktem z rodzaju olejów i tłuszczy na liście Ministerstwa Rolnictw i Rozwoju Wsi. Pojawił się na niej już w 2006 roku. Od tej pory jego sprzedaż w Polsce rośnie, da się go znaleźć nie tylko na regionalnych targowiskach (olej produkowany jest w Wielkopolsce). A wszystko to dzięki przypadkowi - w latach 90-tych do tłoczni zgłosił się rolnik, który bardzo cenił sobie smak tego oleju i co roku uprawiał trochę lnianki na własne potrzeby. Tłocznia przy okazji przeprowadziła badania powstałego oleju i okazało się, że nie tylko jest on smaczny, ale też ma wyjątkowo korzystny skład - dużo witamin (szczególnie wit. E), miko- i makroelementów. Łyżeczka tego oleju to ilość NNKT, jaką potrzebujemy przyjąć w ciągu dnia.

Olej rydzowy można kupić w serwisie natoobe.pl. Nie piszę "w sklepie", bo natoobe.pl to platforma gromadząca produkty wielu producentów. Można tam znaleźć dużo produktów lokalnych, organicznych, ekologicznych.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Noworoczne postanowienie: kupować lokalnie

Dużo mówi się o zaletach kupowania niedaleko od domu. Sklepiki prowadzone przez znanych nam ludzi, targi, a nawet pan, który swoim furgonem podjeżdża w okolice naszego domu raz na tydzień czy dwa - to wszystko miejsca i osoby, które warto poznać.

fot. rgbstock.com / lusi
Jak znaleźć takie miejsca? Pytaj sąsiadów, rozglądaj się, spacerując po okolicy, próbuj - jeśli spytasz pana w warzywniaku, skąd jest sałata, skąd pomidory, najprawdopodobniej odpowie. Na pewno sporo towaru będzie pochodzić z giełdy spożywczej, ale będą też rzeczy "ze wsi", czyli prosto z zagonu, prosto z grzędy, prosto od krowy lub kozy.

Na szczęście, szukanie po okolicy to tylko jedna z możliwości. Internet pomaga nam i w znalezieniu źródła zdrowych, świeżych produktów. Na stronach ekotarg.pl i lokalnazywnosc.pl dostępne są wyszukiwarki lokalnych targów żywności oraz producentów żywności ekologicznej.

Zalety żywności wytwarzanej lokalnie są wielorakie: wspomagamy lokalnych producentów, kupujemy to, co zdrowe i certyfikowane, a także nie powiększamy tzw. carbon footprint; nie zapominajmy, że owoce z drugiego końca świata nie teleportowały się do sklepu. Trzeba je było przewieźć, nierzadko jeszcze niedojrzałe, potem doprowadzane do odpowiedniego stanu w dojrzewalniach, a to kosztuje, zajmuje czas i nie pomaga środowisku.