Nic mi się nie pomyliło - ten wpis nie będzie przepisem na domowy majonez (który mogłabym zamieścić w innym blogu, który prowadzę), ale informacją o tym, że pod koniec zeszłego roku na listę produktów tradycyjnych trafił kolejny produkt z Pomorza - zimny sos żuławski.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjumtOvBm9qFhA0SStuPzZ2YwZcDi8sY2BwstBNcaiAdU5mK3t3DJ46N0NrlR10mulIkrl2BDFoDwN4nVHapi5w_q8qTLfaRlXNisl-Cuh3IQcIyMqt6-R_rpBcOEa6NpON-6paGIG2UhYa/s1600/Sos-zimny-zulawski_width230.jpg) |
fot. minrol.gov.pl |
Nazwa w zasadzie niczego nie zdradza, ale kolor (widoczny na zdjęciu) i skład - już tak. To sos pracochłonny, wymagający cierpliwości w łączeniu składników, dlatego nie był przygotowywany często. Składa się z gotowanych
żółtek i oleju żuławskiego (czyli rzepakowego - pisałam o takim oleju np.
tutaj). Żółtka należy rozetrzeć z odrobiną oleju, a potem wlewać stałą, cienką strużkę płynu aż do uzyskania pożądanej, puszystej konsystencji. Taki sos jest bazą, którą można doprawiać ziołami, czosnkiem, anchois. O przewadze nad typowym, sklepowym majonezem nie mam co pisać, ale podoba mi się użycie gotowanych żółtek. Dzięki temu, można się nie martwić salmonellą.
Ktoś z czytających robi domowy majonez? Mnie się zdarzyło kilka razy, ale z surowych żółtek. Smakuje bardzo dobrze, ale to naprawdę ćwiczenie dla cierpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz